-No dobra...-zaczęła z obrzydzeniem jeść algi.

-Muszę...?

Dotknęła bandażu. -Au...-szepnęła.

-Dobrze-powiedziała cicho. Położyła się.

Spojrzała na zabandażowany bok.

Wyleciała na grzbiecie Kory.

-Co to znaczy?-powiedziała niezapokojona

-Chyba...

Niedźwiedź drapnął mnie w bok. Prawie mnie ugryzł ale Kora mnie wyniosła.

-Pomocy!-krzyczałam-Tato! Pomóż!!-Moon znowu się zaśmiał.

Przyleciał Moon ze mną na grzbiecie. -Gdzie lecimy?-zapytałam. Moon zaśmiał się. Zrzucił mnie na dół a ja pomachałam skrzydłami. Nie wzniosłam się, ale spadałam wolniej. Położyłam się, a obok był niedźwiedź. Atakował mnie. Moon przyglądał się sytuacji z czubka drzewa.

Wleciała sowa pocztowa. Rzuciła list: 'Mała bez przerwy marudzi. Pozbędę się jej. Niedługo Sasha umrze. Uprzedzam, że niedługo zaatakujemy Twoją watahę. Moon ' Sowa wyleciała.

Wszedł obcy wilk, pomocnik Moona. Zostawił liścik: 'Witaj, Koro. Mam twoją córeczkę Sashę. Hahah... Złapanie jej było prostsze niż myślałem. Mała ma nową mamę. A ja nową partnerkę. Żałuj że zaczęłaś tę kłótnię. No, tyle mogę napisać. Hah... Nie ma za co...
Moon' Po chwili wilk wybiegł.

Wilk odleciał ze mną.

Obudziłam się. Zobaczyłam że jestem na grzbiecie wilka. Zawyłam.